Byłam pedantką… zawsze! Nie lubię sprzątać, zdecydowanie wolę gotować! Ale z drugiej strony bałaganu w domu też nie toleruję. Zostając mamą musiałam nauczyć się przymykać oko na pewne sytuacje ;) Każdego wieczora, kiedy Adasiowy Tata układa naszego Bąbla do snu, ja po cichutku działam. Podciągam rękawy i sprzątam. Odkładam na miejsce wszystko, co na nim nie jest. Książki do książek, samochody do samochodów, a pluszaki do pluszaków. Dopiero wieczorem mogę zmyć podłogę, wcześniej nie ma to żadnego sensu, bo w mgnieniu oka mam małe stópki odciśnięte, a i duże się trafią. Zastanawiam się czasem, czy to ma w ogóle sens. Przecież zaraz położymy się spać, więc bałagan nie będzie nam przeszkadzać. A rano wstaniemy i w ciągu 5 minut będzie to samo! Ale lubię te chwile przed snem, kiedy otulana w koc, z kubkiem herbaty i Mężem u boku siedzę i żadna zabawka nie uciska mnie w cztery litery, a nocą biegnąc do łazienki nie nadepnę na lego duplo. Nie ma przecież nic gorszego ;)
Są jednak chwile, kiedy należy odpuścić. Kiedy dbanie o porządek to zwykła walka z wiatrakami i jedyne co pozostaje to udawanie, że nic się nie dzieje. To chwile, kiedy odpalam ekspres, napełniam dwie filiżanki kawą i oddaję się rozmowie z koleżanką… a dzieci się bawią ;) To co czeka na mnie później, to tylko efekt kilku chwil relaksu :) A wszystko się przecież posprząta ;)
Dzieciaki maja radochę, bo bez krępacji bawią się czym chcą, zajmują się sobą, a my wrzucamy na luz, który tak bardzo jest nam wszystkim czasem potrzebny :) Jest głośno, bałagan wszędzie, ale takie chwile są bezcenne – bo sprawiają radość!
Powiedzcie, że i u Was zdarzają się takie chwile, kiedy wszystko jest porozrzucane, porozlewane i nic nie można znaleźć?! :)