A właściwie to za Adasiem. Ale i za mną. To wyjątkowy okres dla nas wszystkich. Nie tylko rodziców, ale i dziadków. Po kilkunastu dniach już zmęczona odbierałam telefon bo wiedziałam, że pierwszym pytaniem będzie „jak było w przedszkolu?” :) Ale wybaczam, a nawet cieszę się, że tak przeżywają wszyscy, bo to znaczy, że nasz syn jest bardzo kochany :)
W naszym przedszkolu nie było szczególnej adaptacji. Dwa razy byliśmy po południu na zajęciach adaptacyjnych, na których dzieci poznały przedszkole. Ale nic poza tym. Nie było tygodnia na zaaklimatyzowanie się. Dzieci od razu były rzucone na głęboka wodę. Nie wiem czy lepiej to czy gorzej. Podejrzewam, że gdybym siedziała na zajęciach z Adasiem, to gorzej byłoby się mu ode mnie odkleić. Przecież to taki pieszczoch.
Pierwsze dwa dni to była ekscytacja poziom hard. Nie wiedziałam za bardzo na jakim świecie żyję. Fakt, że rano muszę zebrać siebie i dziecko powodował stres nie do ogarnięcia. A miałam jeszcze do pomocy męża, który wspaniałomyślnie wziął urlop, żebyśmy razem Przedszkolaka odprowadzili :) Dwa pierwsze dni nie było żadnego problemu, żeby zostawić Adasia w przedszkolu, chociaż drugiego dnia zrobił małą podkówkę. Gorzej było jak Go odbieraliśmy. Płacz słychać było już na korytarzu i zdławione łkanie „a gdzie moja mama?” Bo kiedy widział, że inni rodzice już zabierają swoje dzieci On też chciał już przecież iść. Uśmiech kiedy nas zobaczył to był uśmiech, którego chyba nigdy u niego wcześniej nie wiedziałam. Prawdziwe szczęście. On się ucieszył, a ja posmutniałam wewnętrznie, bo wiedziałam, że było mu źle, bardzo źle. I tak jak pisałam Ci, że się boję to teraz zaczęłam się bać jeszcze bardziej, ale wiedziałam, że odwrotu nie ma. Poza tym to przecież to tylko przedszkole :)
Katar
Po dwóch dniach, w weekend nasz przedszkolak obudził się z katarem i gilami tak długimi, że o przedszkolu nie było mowy. Trzy dni w domu. Chodziłam zła jak osa, bo wiem, że takie przerwy (zwłaszcza na początku) działają bardzo na naszą niekorzyść jeśli chodzi o adaptację. Ale nie przeskoczysz przecież choroby.
Apogeum płaczu
Po trzech dniach Adaś powrócił do przedszkola. Nie był już ciekawy, ani chętny. Wiedział, że zostanie tam beze mnie i niestety cały ranek płakał przytulony do mojej nogi. Serce moje pękało. W pracy co chwilę zerkałam na zegarek zastanawiając się czy się teraz bawi, czy płacze… Płakał. I tak było kilka długich dni… Wyjście z domu to był dla mnie jakiś koszmar. Adrian już w pracy, a ja musiałam wstawać dużo wcześniej niż trzeba, żeby się jakoś wyszykować, bo jak Adaś się budził to już nic nie mogłam zrobić. Wchodząc do przedszkola zaczynał jęczeć, że przecież on będzie płakał w przedszkolu, i będzie pytał „a gdzie moja mama?” a ja twardo mu tłumaczyłam do znudzenia ciągle to samo: że wrócę po Niego jak tylko wyjdę z pracy, że jak tylko zje zupkę to ja już będę. na całe szczęście godziny mojej pracy pozwalają mi Go odbierać tak wcześnie jak to tylko możliwe, czyli zaraz po „otwarciu” przedszkola po drzemce. Najbardziej zadziwiające i chyba bolesne dla mnie było to, jak podchodziliśmy pod drzwi sali jego grupy. Adaś sam pukał, sam sobie otwierał drzwi i sam wchodził, ale z głową spuszczoną w dół, jakby szedł na ścięcie. Nawet się za mną nie obejrzał. Zamykałam drzwi i odchodziłam, by za klika chwil zalać się łzami rozpaczy. Jakby wiedział, że będzie mu tam źle, ale jednocześnie był na tyle dojrzały, że wie, że musi tam zostać. Ani razu z jego ust nie padło „mamo nie zostawiaj mnie tam”
Niestety kilka razy zdarzyło się też, że z płaczem obudził się w nocy.
Strasznie to przeżywałam. Nie zawsze była możliwość zapytać Panią czy faktycznie dzisiaj płakał, czy był grzeczny, czy się bawił. Z początku niestety odpowiedź była zazwyczaj taka sama: płakał dużo, krzyczał za mamą. Ale z biegiem dni coraz częściej okazywało się, że trochę płakał, ale nie było najgorzej. Pocieszałam się też, że kiedy po niego przychodziłam nie był zapłakany, więc nie mogło być tak źle, jak później mówił w domu. Bo mówił, że nie jadł, że nie bawił się z dziećmi – bo płakał cały czas.
Jak jest po miesiącu?
Wychodzimy do przedszkola już całkiem sprawnie :) Adaś nie protestuje. Czasem zdarzy mu się mała podkówka, ale częściej jest zadowolony. Nie płaczę! Podobno podczas zajęć jest uśmiechnięty i radzi sobie dobrze. A w domu zdarza mu się jeszcze mówić, że w przedszkolu płacze, ale myślę, że to taka kokieteria tylko ;) Noce przesypia smacznie i już nie budzi się z płaczem.
Myślę, więc, że jesteśmy wszyscy na dobrej drodze. Adaptacja przebiegła chyba książkowo, czyli trochę płaczu, kilka ciężkich dni, by stopniowo wdrażać się w nowe życie.
A jak radzi sobie z tym mama przedszkolaka?
Powiem Ci bez zbędnego owijania w bawełnę, że początek był dla mnie bardzo trudny. Stresujący i pełen przykrych emocji. Bo kiedy widzisz swoje dziecko, które zapłakane biegnie do Ciebie i przytula się tak, jakby myślało, że już nigdy miało Cię nie zobaczyć, a Ty nagle jesteś – to serce pęka. Przez pierwsze tygodnie nie spałam za dobrze. Budziłam się z myślą, że rano znowu będziemy przechodzić przez płacz. Aż zasypiać się nie chciało, bo wspólne wieczory były takie cudowne.
To już na szczęście za nami!
Jakoś nie myślę też już o tym, że trzeba rano wyjść, trzeba Go ubrać, naszykować. Śpię tak jak Adaś, całkiem spokojnie. Na szczęście przedszkole mamy na tyle blisko, że możemy pozwolić sobie wyjść na kilka minut przed „zamknięciem drzwi” chociaż staram się Go zawsze zaprowadzać o jednej porze. Nie przeżywam już tak bardzo tego, że Adaś ma już pierwsze małe obowiązki, że skończył się najbardziej dziecięcy i swobodny okres w Jego życiu.
Dumna jestem kiedy widzę na ścianie Jego rysunki, czy wyklejanki, kiedy mi opowiada co się wydarzyło. Szczęście mnie rozpiera kiedy na zdjęciach przedszkolnych widzę Jego uśmiech od ucha do ucha i rozmachane rączki :) Lubię jak się chwali co nowego nauczył się w „pekolu” i czego nauczyła Go Pani :) Jestem spokojna, bo wiem też, że jest w dobrych rękach – a to czasami wie się już od razu :) Jednym słowem tak, jestem zadowolona z naszego Przedszkolaka i z wyboru przedszkola, bo trafiliśmy na naprawdę przyjazne przedszkole :)
Ciekawa jestem jakie są Twoje przemyślenia po pierwszym miesiącu Twojego dziecka w przedszkolu? A może ten czas macie już dawno za sobą? Napisz w takim razie jak było, nawet jeśli Wasza przedszkolna przygoda już dawno się skończyła :)