Nigdy nie dostawałam kieszonkowego od rodziców… no dobra, raz dostaliśmy z rodzeństwem po 20 tysięcy (hola, hola – starych złotych niestety:P) i wtedy to była gruba kapucha. Ale na co dzień, jeśli czegoś chcieliśmy, potrzebowaliśmy to po prostu mówiliśmy. Czy dostawałam na wszystko czego chciałam? Nie. Ale nie musiałam też pracować jako dziecko i jako dziecko nigdy, przenigdy nie dostawałam pieniędzy za prace wykonane w domu. Sprzątanie pokoju to po prostu obowiązek, a nie dodatkowa opcja zarobku dla dziecka. Zgadzam się z tym i popieram. Pracować więc, a raczej dorabiać sobie na bzdety, zaczęłam dopiero na studiach. Chociaż jak sięgnę pamięcią wstecz to jest jeden epizod z liceum. I tak zaczyna się moja przygoda:
- ciężki orzech do zgryzienia!
Miałam wolny dzień w szkole, a rodzina sąsiada miała sady orzechowe (tak to się mówi?) więc jakoś tak wyszło i jeden dzień zbierałam orzechy laskowe. Nie wspominam źle, chociaż trzeba było pod drzewem na kolanach spędzić cały dzień. Za zarobione pieniądze kupiłam sobie torbę…. mam ją do dzisiaj w rodzinnym domu w mojej szafie :) I nie wyrzucę jej chyba nigdy! - opiekuna.
To już czasy studenckie. Chyba drugi rok studiów. Praca w weekendy. Bardzo grzeczny, chyba Grześ, już nie pamiętam dokładnie. Wtedy poznałam Domisie i wydawały mi się niezmiernie nudne. Dzisiaj już tak nie sądzę ;) Pamiętam, że Grześ mieszkał na 10 piętrze wieżowca i ciągle był przeziębiony, więc większość dni kiedy się Nim opiekowałam spędzaliśmy w domu.
Później w ciągu całych studiów przewijało się jeszcze sporo tych obcych dzieci. Jedne nie chciały spać, inne ponoć gryzły poprzednie opiekunki (mnie to nigdy nie spotkało – chyba byłam dobra w tej robocie :D) Co wyniosłam z tych doświadczeń? Zapowiedziałam sobie, że nigdy przenigdy nie będę opiekować się cudzymi dziećmi! Nudzą się po godzinie i nie można Im za bardzo zwrócić uwagi, bo kwestia wychowania to sprawa rodziców. To napełniło mnie też strachem przed posiadaniem własnego dziecka, no bo co jak znudzi mi się po kilku dniach? :P Na szczęście swoje własne, wynoszone pod sercem, to całkiem inna bajka <3 - zapraszam do spróbowania
W Krakowie naprawdę nie brakuje miejsc, żeby student mógł sobie dorobić. Pomiędzy kolejnymi dziećmi do opieki stawałam się hostessą w marketowych alejkach :D Można było naprawę fajnie dorobić, ale praca była dość monotonna i wyczerpująca. 10 godzin na nogach z uśmiechem przyklejonym do twarzy musiałam zachęcać klientów do spróbowania, do wybrania danego produktu. Pamiętam, że raz trafiła mi się promocja… kiszonej kapusty hahahahahaha! I weź mądry bądź i zareklamuj kiszonkę :D Ale nie ma tego złego… kasa musi się zgadzać :) - ulotkara
To był baaardzo krótki epizod. Na krakowskim Rynku rozdawałam ulotki krakowskiego biura turystycznego. Miałam na sobie wielki t-shirt z nazwą firmy i cały dzień chodziłam… Dobry Boże, dziękuję, że to tylko 1 dzień! Zarobiłam zawrotne 40 zł i nawet nie mam pojęcia na co wydałam taką grubą forsę :D - truskawkowa Norwegia
Wspominam ten czas najlepiej i najgorzej w moim życiu. Wtedy nastąpił też kryzys w naszym długim już związku (to ta najgorsza strona) ale wtedy też wyjazd do Norwegii uświadomił mi, że jestem twarda babka i nie straszne mi żadne przeciwności losu. Co robiłam w zimnej i deszczowej Norwegii? Zbierałam truskawki :D Znowu na kolanach. Przez cały prawie miesiąc padał deszcz i było przeraźliwie zimno. Wcale mi to jednak nie przeszkadzało. Poznałam tam tyle nowych osób, zwiedziłam tyle pięknych miejsc i przeżyłam coś co każdy młody człowiek powinien przeżyć – przygodę, po prostu. Z dala od bliskich, zdana sama na siebie, z kilkoma groszami w kieszeni (smak Liona za 12 zł w przeliczeniu pamiętam do dziś)
Jak wiecie, z Adrianem się ułożyło wszystko najlepiej (chociaż było groźnie) a mi pozostały wspomnienia z jazdy stopem po Norwegii, widoki przecudownych fiordów, spanie na dworcu w Oslo i najdroższa noc w hotelu. Nie żałuję ani jednego dnia spędzonego tam! I mam nadzieję wrócę kiedyś do Norwegii w celach czysto turystycznych razem z moimi Panami :)
P.S. za zarobione pieniądze kupiłam sobie drugi w moim życiu aparat, już profesjonalny i wiem, że to też przyczyniło się do tego, gdzie teraz jestem i co teraz robię :) Nie wiem czy gdybym nie miała tamtego sprzętu, to dzisiaj robiłabym to co kocham – zdjęcia :) - Russkij jazyk – trudnyj jazyk
Już po ślubie załapałam pracę w szkole językowej. Był to jedyny w zasadzie raz, kiedy moje studia przydały się w celach zarobkowych. Chociaż zarobkowych to za dużo powiedziane, oj za dużo. Była to praca dorywcza, bo któż na Pomorzu chciałby się uczyć języka rosyjskiego? No bo i po co? Trafiło się jednak czasem jedna lub dwie osoby, które zachciały znać cyrylicę i ja właśnie starałam się Im w tym pomóc :) - W czym mogę pomóc?
Pierwsza poważna praca. Już po ślubie. W biurze jako obsługa klienta. Niewdzięczna strasznie. Zbierasz wszystkie żale i złości za uchwały, za ustrój polityczny i za wszystko co tylko złe dzieje się na tym świecie. I nawet słowem odpyskować nie możesz, bo to przecież nieładnie! Nie dla mnie taka praca, nie dla mnie… Mimo, że praca sama w sobie, jak dla mnie, nie należała do najprzyjemniejszych to jednak coś dobrego z niej „wyniosłam” To tam poznałam tam moją przyjaciółkę i jest to wartość nieoceniona tej pracy. Wtedy też kupiliśmy własne mieszkanie, wtedy urodził się Adaś. Więc mimo wszystko z sentymentem wspominam tamten okres mojego życia :)
I to tyle. Teraz jestem tu gdzie jestem. I wiecie co? Dobrze mi właśnie w tym momencie w którym się znajduję, chociaż liczę, że jeszcze sporo lepszego przede mną :)
A co Ty najfajniejszego pamiętasz ze swojego cv? :)