Instynkt macierzyński – to takie oczywiste. Nie ma sensu rozwodzić się nad tym, że jest i pojawia się u prawie każdej z nas, matek. U niektórych wcześniej u niektórych później. Ale jest! Kochasz! Najpierw głaszczesz brzuch, później śpiewasz, kiedy leży już w kołysce. Wycierasz smarki (i nie tylko) przez pierwszych 5 lat Jego życia. Nic nadzwyczajnego – bo przecież kochasz. I ja właśnie o tym dzisiaj. O tej miłości. Bezwarunkowej, na zawsze. A może trochę właśnie nie o miłości…
Czy zastanowiłaś się kiedyś, czy Ty w ogóle l u b i s z to swoje dziecko? Tak trochę jak się lubi koleżankę czy kolegę. Tak, żeby czasem się wkurzyć, a czasem przytulić. Lubisz? Ja lubię.
Bo lubić to nie to samo co kochać. Kochasz – więc dajesz to co najlepsze. Kochasz, więc dbasz o Jego bezpieczeństwo, troszczysz się. Czasami drżysz trochę za bardzo. Czasami pozwalasz na trochę za dużo. Boisz się o nie za bardzo tym samym ograniczając jego wolność i chęć poznania wszystkiego co nowe. A wystarczy tylko swoje dziecko polubić. Jak obcego małego człowieka. Potrafić się z Nim świetnie bawić, ale też czasami się z Niego pośmiać. Spojrzeć na nie z boku i stwierdzić, że jest fajne, nie tylko dlatego, ze to Twoje dziecko. Strasznie to ciężkie, ale do zrobienia! Spróbuj.
Ja zrozumiałam, że oprócz bezwzględnej miłości muszę jeszcze lubić swoje dziecko. Lubić tak po prostu. Widzieć w Nim nie tylko swoje dziecko, które trzeba otoczyć opieką, czy zganić za złe zachowanie. Ujrzałam w Nim małego człowieka, który ma już jakiś swój pogląd na świat. Odrębne istnienie. Wie co Mu się podoba i co lubi, a co zupełnie Mu nie odpowiada. I szanuję to (w granicach rozsądku). A zanim stwierdzę, że coś jest złe, patrzę na Niego trochę z boku. Patrzę trochę jak na obce dziecko i zastanawiam się czy to co zrobi mnie oburzy, uznam za niebezpieczne, głupie czy po prostu się do tego obcego dziecka uśmiechnę. Dystans. Magiczne słowo, które pozwoliło mi polubić swoje dziecko. Odnalazłam w Nim kompana do sklepowych wyprawy, kompana do wieszania prania i podkradania czekolady z szafki z łakociami. Polubiłam Go. Staram się uczynić z naszych wspólnych chwil coś niezapomnianego, co później będę Mu opowiadać jako siwowłosa staruszka. Chcę mieć świadomość, że On wie, że nasz wspólny czas jest nie tylko dla mnie „obowiązkiem” ale też ciekawym doświadczeniem. Nie chcę być tylko rodzicem dla Niego. Zwłaszcza w przyszłości. Chcę, żeby wiedział, że zawsze może na mnie liczyć. I że choćby zrobił najgłupszą rzecz na świecie – spróbuję Go zrozumieć.
Nie chcę być kumpelą, która razem z Nim wyskoczy do baru na piwko, ale przyjacielem – głosem rozsądku. Tak wiele rzeczy można zdziałać rozmową czy zrozumieniem niż nakazem i zakazem – w myśl powiedzenia „zakazany owoc smakuje najlepiej”. Wierzę, że zaprocentuje to w przyszłości. Mam nadzieję, że kiedyś przyjdzie do mnie po radę, bez wstydu i zażenowania. A ja będę mogła Mu pomóc. Takim chcę być przyjacielem…
Ale najpierw musiałam Go polubić. I lubię. I chociaż czasem mam ochotę wystrzelić na księżyc, to kocham i lubię najbardziej na świecie! A Ty?
↧
Musisz Je polubić!
↧