Do napisania tego wpisu „zainspirowały” mnie dwie rzeczy.
1. film obejrzany w telewizji
2. artykuł przeczytany w Internecie
W zasadzie myśli mam tyle, że nie wiem od czego zacząć… no dobra od początku!
Przeglądam sobie Internet i nagle wielki bijący po oczach tytuł „Tak wygląda prawdziwe życie matek” Czytam, oglądam i oczom nie wierzę. Zdjęcia szokowały mnie tak bardzo, że ciężko było mi uwierzyć w to co czytam. Otóż, jeśli jeszcze nie wiesz – prawdziwa matka siedzi nago na sedesie, przy jej cycu stoi kilkuletnie dziecko i w najlepsze sączy sobie mleko z maminego cyca podczas gdy mama załatwia potrzeby fizjologiczne. Inne zdjęcia są mniej szokujące, ale również zaskakują. Biją po oczach obrzyganymi matczynymi swetrami, postaciami matek wyglądających jakby wróciły z wojny.. itepe itede.
A film? A w filmie matka dwójki kilkuletnich dzieci (!!! nie piątki, nie czwórki, a dwójki) mieszkająca na przedmieściach Nowego Jorku, jest tak bardzo zapracowana opieką nad rodziną, że zaprowadza dziecko do przedszkola w koszuli nocnej… Serio!
Prawdziwe matki! Naprawdę?
Czy aby zasłużyć na miano prawdziwej matki, trzeba na golasa karmić dziecko siedząc na kiblu?! Czy trzeba w piżamie odprowadzić dziecko do przedszkola? Czyli idąc tym tropem nie masz prawa, będąc matką, wyglądać dobrze. Nie masz prawa mieć makijażu na twarzy. Nie masz prawa być ubrana w cokolwiek innego niż dres. Nie masz i już. Bo jeśli masz czas wybrać ubranie, abo zrobić makijaż, to na pewno zaniedbałaś dziecko! To już nie można iść siku bez kilkulatka wiszącego na cycu? Nie można mieć chwili na zrobienie makijażu? Nie rozumiem tego. No tak, co ze mnie za matka – Adaś nigdy nie jadał w takich warunkach. Ba! Zostawiałam go SAMEGO w pokoju i szłam bezczelnie, na luzaka, do toalety… Co ze mnie za matka! Wyrodna!
No, ale tak śmiechem żartem, jestem strasznie, ale to strasznie wściekła kiedy widzę takie zdjęcia i oglądam takie filmy i słucham tych matek wyczerpanych! Dzisiaj, kiedy mamy do dyspozycji sterylizatory butelek, podgrzewacze, bujane krzesełka, czy szumiące misie mamy prawo być takie wykończone? Mamy prawo tak bardzo narzekać na to macierzyństwo? Że takie wycieńczające, że tak nam ciężko? Rozumiem mamy, które wychowują kilkoro dzieci, rozumiem mamy, które mieszkają daleko od miasta, mające piece kaflowe do napalenia, drewno do narąbania, prowadzące gospodarstwo i podobne sytuacje. Jednak w większości mamy do dyspozycji tyle pomocy w postaci różnorodnych gadżetów, że chyba nie możemy być takie wyczerpane? Może wkładam kij w mrowisko, ale takie jest moje zdanie. Jasne, ja mogę się wymądrzać, bo mam TYLKO jedno dziecko, ale też mam za sobą trochę nieprzespanych nocy, wyżynających się zębów, przeziębień, wymiotów tak, że ścianę trzeba malować i trochę furii. Uwierz mi – znam też mamy, które są wycieńczone posiadając jedno dziecko. Bo to chyba nie o ilość dzieci chodzi, tylko o to by świat postrzegał nas – matki, jako kobiety, które poświęcają wszystko – nawet własną godność – aby wychować dziecko. Tylko co miałybyśmy w ten sposób osiągnąć? Współczucie? Ale po co?
Czy w naszym świecie nie ma już miejsca na normalność? Z jednej strony wycieńczone styrane matki, poświęcające absolutnie wszystko (tak, poświęcające) z drugiej słodko-pierdzące opływające lukrem macierzyństwo. Nie pokazuje się tego co normalne, tylko to co skrajne. W jedną albo w drugą stronę. Naprawdę nie ma szarości? Przecież nic nie jest tylko czarne, albo tylko białe. Wokół jest mnóstwo szarości. I szarych „zwykłych” ludzi. Zwykłych matek, które nie muszą POŚWIĘCAĆ siebie by być prawdziwymi, wspaniałymi matkami. Pełno dookoła zwykłych, szarych matek, które mają czas, żeby wypić ciepłą kawę, albo żeby wziąć gorący prysznic przez 25 minut. Serio, to żaden wyczyn, nie ma co przesadzać. Można się wykąpać, ubrać i pomalować rzęsy nie zaniedbując dzieci. Ba! Można nawet obiad ugotować. No można wszystko. Przecież nie poziom poświęcenia definiuje Cię jako dobrą czy złą matkę, ale to co najważniejsze – miłość! Miłość do Twojego dziecka, ta najważniejsza przesłanka, którą mam nadzieję kierują się wszyscy rodzice. To właśnie miłością ma być podyktowane nasze życie. Nie miej wyrzutów sumienia, bo nie karmiłaś trzy lata, a tylko pół roku piersią. A może nie karmiłaś piersią wcale? Co z tego?! Przecież i tak jesteś najlepsza, najlepsza dla swojego dziecka! Robisz wszystko, by właśnie ono było szczęśliwe i jeśli tak jest, to kogo powinno obchodzić jakimi środkami do tego szczęścia dążysz… Macierzyństwo nie musi być usłane kupami i wymiocinami, żeby było prawdziwe, piękne i najlepsze!
Oczywiście pierwsze miesiące są wymagające, ale później naprawdę można wszystko! Najważniejsze to znaleźć złoty środek, jakiś balans. Nie przesadzać w żadną stronę. No i trzeba tego chcieć.
Artykuł Tak wygląda prawdziwe macierzyństwo! pochodzi z serwisu Ona Jedna.