Odległości zaczęłam uczyć się zaraz po liceum. Kiedy wyjechałam na studia do mojego ukochanego Krakowa. Sama tego chciałam, to było moje pierwsze wielkie marzenie. Spełnione. Ale okupione rozłąką z większą częścią rodziny. Mimo, że studia to chyba najfajniejszy okres w moim życiu – beztroski, już bardziej dorosły, zwyczajnie fajny – to czas odmierzałam od wolnego do wolnego, od jednej wizyty w domu do drugiej. A tych wizyt nie było zbyt wiele, bo i droga daleka. Każdy przyjazd do domu wymagał nowej (krótkiej, ale jednak) aklimatyzacji. A powrót kolejnej.
Kiedy poznałam mojego męża. Wtedy chudego, młodego Szczypiora ;) wiedziałam na co się piszę. 666 km na bilecie pks. Jak wiecie z tego wpisu bywały lepsze i gorsze chwile, ale głównie było pięknie. A odległość? Bolała za każdym razem kiedy wraz ze znajomymi wychodziliśmy na miasto, kiedy nie mogłam złapać mojej drugiej połowy za rękę. Za każdym razem kiedy byłam chora (wtedy podwójnie, bo brakowało męskiego ramienia do wysmarkania fluków, i maminej opieki!). I tak samo jak z wyjazdami do domu – każde kolejne odwiedziny to nowa aklimatyzacja. Mimo ciągłego kontaktu wirtualnego każde spotkanie to było trochę jak nauka siebie od nowa. Każdy z nas ma swoje przyzwyczajenia, zasady, zachowania. Każdy inne, więc musieliśmy wyczuwać się na nowo. Czy nie pytałam sama siebie, czy małżeństwo z kimś, z kim nigdy tak naprawdę nie mogliśmy się poznać w normalnych sytuacjach, to dobry pomysł? Pytałam nie raz, ale wierzyłam, że nie bez powodu się poznaliśmy i mimo takich przeszkód ciągle byliśmy w sobie zakochani no i wierni ;) Czy żałuję? Hell noł! Ale żałuję, że w zasadzie to chyba nigdy nie poszliśmy na randkę, taką wiecie. Umówioną. Ja się stroję wychodzę z domu, On podjeżdża po mnie samochodem. Praktycznie od razu musiał zaakceptować moje bezmejkapowe poranne oblicze, luźny strój i poczochraną poranną fryzurę. Nie da się przecież chodzić 24/h w szpilkach i wyciśniętych dżinsach! :)
Momentami zatrzymywałam się myślałam „gdzie ja jestem, po co?” Nie ma mnie w domu, nie ma mnie przy Ukochanym.. jestem sama. I to te kiiiiilka lat temu, kiedy ani Internety nie latały tak szybko jak dziś, żeby na skajpie pogadać, ani telefony nie kosztowały grosze, żeby bez liku rozmawiać.
Dzisiaj jestem z Mężem, ale rodzice nadal daleko. Do tego rodzina cała się rozjechała, więc wyjazd do rodziców wcale niekoniecznie wiąże się ze spotkaniem z braćmi… Nie jest łatwo i nie jest wcale przyjemnie. Bo czuję, że nie jest źle, ale nie jest idealnie. Wiem, że godzinne telefony nie zastąpią jednego, krótkiego choćby uścisku. Wiem to i czuję się winna. Nużą mnie komentarze – jesteś dorosła, przestań się mazać! Ale podchodząc do sprawy z lekką ironią – męża zawsze można zmienić, czasami mężowie zmieniają się sami, a Mamy, Taty nie zmienisz. Są jedyni, więc dlaczego mam nie tęsknić?!
Kiedy jesteśmy na tym „dalekim wschodzie” każdą sekundę chciałabym wykorzystać do cna. Wycisnąć z całych sił i zabrać w torbę na zapas. Każdą chwilę razem. I staram się, żeby moje dziecko, mimo, że daleko od jednych dziadków – miało z Nimi ciągły kontakt. Już zaczyna rozmawiać przez telefon, do skajpa rzuca piłkę i naprawdę się cieszy kiedy włączam komputer i pytam czy dzwonimy do Babci! I chociaż ma teraz okres buntu, nie chce się przytulać czy chodzić za rękę, wiem, że Mu przejdzie. A moja w tym głowa, żeby przez odległość nie zatracił więzi z dziadkami…
Odpowiadając na pytanie, czy można nauczyć się żyć z odległością? Można, jeśli trzeba. Takie jest życie – próbuję wytłumaczyć sobie. Ptaki opuszczają gniazda i zakładają swoje rodziny. Po to się rodzimy, żeby stworzyć nowe „lęgowisko”… tak musi być. Tak to sobie tłumaczę w chwilach zwątpienia. Gdybym jednak musiała podjąć taką decyzję w stosunku do małżeństwa to na 90 % bym się na to nie zgodziła. Ale każdy, kto ma „to” w domu – odpowie Wam, że tak – można nauczyć się być blisko będąc daleko. Ale odległość często dominuje i nadaje ton życiu, ton którego niekoniecznie chcemy. Sprawia, że chwila codzienna to tylko taki „przestój” do chwil kiedy znowu jest się razem… Albo odwrotnie, chwila razem to tylko odskocznia od codzienności…