Rok temu stworzyłam z Mileną coś, w co zaangażowałam się cała, absolutnie! Może nad morze – spotkanie blogujących mam w Koszalinie przyćmiło mi wszystko na kilka miesięcy. Moja perfekcyjność kazała mi dopieścić każdy szczegół. Nękałam tą biedną Milenę telefonami, wiadomościami, mejlami, że to trzeba, tamto, temu odpisać, tu wysłać statystyki. Wg mnie wszystko to należało zrobić na cito! Pewnie na długi czas Milena miała mnie zwyczajnie dość, ale wszystko musiało być na tip-top. Poczułam, że to nasze spotkanie to takie nasze wspólne dziecko. Wychuchane, wypieszczone, taki noworodek :) Wg uczestniczek, zeszłoroczne spotkanie udało się całkiem całkiem. Ja tego nie wiem, bo moja wewnętrzna perfekcyjność nie chciała do końca w to uwierzyć.
Fakt, że blogerki spotkały się w Koszalinie nakręcił mnie tak bardzo, że chciałam nawet na wiosnę zorganizować ponownie ten event. Sprawy przybrały jednak inny obrót i zbyt dużo miałam na głowie, żeby zorganizować spotkanie tak jakbym chciała, a że półśrodków nie uznaję – organizacja została odłożona.
Kiedy więc Milena powiedziała, że na wrzesień planuje organizację drugiego spotkania miałam mieszane uczucia. Bardzo chciałam, żeby się odbyło i bardzo chciałam po raz kolejny też być jego współorganizatorem, ale… powrót do pracy, własna działalność, przygotowania do przedszkola i jeszcze inne, rodzinne, sprawy spowodowały, że nie byłam w stanie temu podołać. tego by już było po prostu dla mnie za dużo. Odpuściłam.
Milenie z pomocą przyszła Monika, a ja miałam być „tylko” uczestniczką i jedną z prelegentek.
Dziwne było to uczucie. Organizacja toczyła się gdzieś obok, a ja nie brałam w niej udziału. Poczułam się trochę, jakby ktoś przejął moje „dziecko”
Czekałam cierpliwie na 10 września całe wakacje spędzając z Adasiem u moich rodziców i resetując umysł :) Nie będę kłamać – gdzieś w przebłyskach zastanawiałam się jak to wszystko dziewczynom wyjdzie i czy wyjdzie?
I wyszło!
Dziewczęta postarały się nie tylko o ciekawe wykłady, ale też o piękne miejsce spotkania. Tym razem Może nad morze odbywało się prawie nad samym brzegiem Bałtyku w mieleńskim Medical SPA Unitral, który rewelacyjnie zatroszczył się nie tylko o pyszne przekąski (te warzywa w dipie czosnkowym czuje do dzisiaj mmmm :) i domowy obiad, ale także o nasze samopoczucie. Kto z daleka, ten miał okazję pierwszy raz skorzystać z hotelowego spa w klimacie Morza Martwego, ja miałam okazję zrelaksować się tam po raz kolejny. Sauny, jacuzzi, basen solankowy…
oooch, lubię wpaść tam na kilka godzin raz na jakiś czas, na szczęście z Koszalina to tylko chwila :)
A co dla blogerskiej duszy przygotowały organizatorki?
Przede wszystkim, po raz kolejny blogerki – mamy – miały okazję wspomóc Stowarzyszenie Mama w Mieście Koszalin, nie tylko przywiezionymi paczkami z artykułami higienicznymi dla dzieci, ale również finansowo. Pod koniec spotkania odbyła się licytacja prezentów od sponsorów, z której pieniądze zasiliły konto Stowarzyszenia.
Kolejna akacja, o której nie sposób nie wspomnieć – coś co bardzo mi się spodobało – wymiana książkowa. Niezwykły patent, pozbywasz się pozycji które już przeczytane kurzą się na półkach i zyskujesz za to nowości do przeczytania w jesienne wieczory! Gud dżob, gerls!
Ale czy to już wszystko? Ależ skąd, teraz dopiero się zaczęło!
1. Agata Ossowska, właścicielka portalu HappyKoszalin.pl zaopatrzyła nas w sporą dawkę informacji praktycznych i wskazówek. Ja już wiedziałam wcześniej, że napisanie wpisu na bloga to nie tylko kwestia weny, ale przede wszystkim praca, czasami wielogodzinna, albo nawet kilkudniowa.
2. Agnieszka Marczak, coach i koszalińska promotorka Klubu Przedsiębiorczych Mam, która również rok temu zahipnotyzowała nas swoim głosem i w tym roku dotrzymała nam towarzystwa i opowiedziała skąd brać siłę do realizacji własnych założeń i co z tym ma wspólnego motywacja. Wiedzieliście, że pozytywne myślenie, wcale może nie być takie pomocne, jak się wydaje… ja już wiem!
3. Na deser, bo już po obiedzie, moja skromna osoba i prezentacja o fotografii blogowej. Chociaż za wzór się nie uważam, a wręcz wiem, że jeszcze daleko mi do ideału, to jednak podzieliłam się tym czego nauczyłam się na przestrzeni lat i podczas prowadzenia bloga. Nie skupiłam się na sprawach technicznych, a raczej estetycznych, starając się podkreślić, że jeśli mamy dodawać na bloga kiepskie zdjęcie – lepiej nie dodawać go wcale. Ale podkreśliłam również, że zdjęcie we wpisie powinno być również jego spójną i atrakcyjną częścią. Najważniejszym jednak co chciałam przekazać dziewczynom (nie wiem do tej pory czy mi się to udało) to fakt, że nie muszą mieć sprzętu za kilka tysięcy, żeby na Ich blogach pojawiały się smaczne i estetyczne zdjęcia, bo przecież diabeł, jak zawsze, tkwi w szczegółach.
Na koniec nie mogło zabraknąć pysznego delikatnego tortu, który wyszedł spod rąk kucharzy koszalińskiej restauracji Park Caffe (tak tak, to właśnie tam odbyło się spotkanie rok temu)
Jakie przemyślenia nasuwają mi się po „Może nad morze vol 2”?
Świetnie było tak się zrelaksować, nie przejmować i czuć chwilę. Dobrze mi tam było jako uczestniczce :) Bo Milena i Monika dobrze o nas zadbały :)
P.S. jeśli o zadbaniu mowa, to nie mogę nie wspomnieć o sponsorach tego spotkania, a muszę Wam powiedzieć, że dopisali i obdarowali nas naprawdę ciekawymi prezentami. Mam wrażenie, że ktoś to wybierał specjalnie dla mnie :D na pewno o niektórych Wam opowiem tutaj na blogu!
Z tego miejsca pragnę podziękować Organizatorkom za wspaniale spędzony czas (bez stresu) Uczestniczkom za wspólne pogaduchy, mam nadzieję, że następnym razem będzie na to więcej czasu, a sponsorom za prezenty :)
To co? Do następnego!
